Zacznij dopuszczać pozytywny kierunek wydarzeń

Żadne małżeństwo nie przetrwa, jeżeli w sytuacji konfliktowej zaczniemy się koncentrować na negatywach, które nagle urastają do wielkiego problemu .

Wystarczy przez miesiąc kultywować negatywne myśli o partnerze w małżeństwie i jesteśmy gotowi do rozwodu. Ponieważ nie widzimy już żadnej pozytywnej alternatywy. Kultywujemy tylko negatywne myśli o swoim partnerze. Zakładamy tylko negatywny rozwój wydarzeń , podczas gdy kluczowym momentem w każdej terapii małżeńskiej jest, kiedy wpierw nauczymy małżonków w sytuacji kryzysowej pewnego odruchu:

„On / Ona nie chciał/a mnie zranić. On/Ona tego serio nie myślała. To nie było jego/jej pragnieniem”

 

W każdej terapii małżeńskiej od tego z małżonkami zaczynamy. I kiedy małżonkowie chcą dopuścić tę pozytywną alternatywę czyli przestać myśleć negatywnie o sobie nawzajem, a zaczynają dopuszczać pozytywny kierunek wydarzeń, jest szansa, że sprawa jest wygrana.

„Przemiana umysłu” H.Wieja

To przede wszystkim mężczyzna odpowiada za rozwój i ewolucję związku

 

Osiągając dorosłość, stałeś się niezależny. Od tego momentu nie potrzebujesz dłużej nikogo, kto by o ciebie dbał. Potrafisz być odpowiedzialny za siebie. W szczególności, zdajesz sobie sprawę, że sam odpowiadasz za własne szczęście. Nikt nie przeżyje za Ciebie twojego życia. Musisz sam zająć się własnym zdrowiem, sukcesem i powodzeniem.

Poczucie odpowiedzialności za samego siebie nie oznacza jednak pełnej dojrzałości. Poza taką odpowiedzialnością istnieje jeszcze odpowiedzialność za dzielenie się własnym darem.

Oczywiście ważne jest, aby nie uzależniać własnego szczęścia od partnerki.

Ale równie ważne jest, aby wzrosnąć ponad zwykłą niezależność i autonomię. Kolejnym etapem intymnego związku po osiągnięciu osobistej niezależności, jest wzajemne obdarowywanie się i służenie sobie nawzajem w miłości.

Pewnie zauważyłeś, że twoja kobieta potrafi pogubić się we własnych nastrojach. Może stać się przesadnie nerwowa. Może być przybita i snuć się po domu bez celu w aurze przygnębienia. Kiedy kobieta wpadnie w jakiś nastrój, jest jej niezwykle trudno samej się z niego wydobyć wydobyć.

Jednym z wielkich męskich darów jest zareagowanie wtedy z pełnią miłości. Nie chodzi o to, aby być jej terapeutą, lecz budzikiem, „otwieraczem” jej serca, przypomnieniem o wyższości miłości.

Jeśli otworzenie jej na miłość zajmuje ci więcej niż pięć minut, to zapewne za dużo gadasz, a za mało robisz. A może już zapomniałeś co jest twoim najgłębszym darem.

Twój męski dar to wiedzieć gdzie jesteś, gdzie chcesz być i co masz zrobić, żeby tam dotrzeć. Jeśli nie znasz choćby jednego z tych elementów, wszelkimi sposobami musisz to odkryć. Twoja wizja jest podstawowym darem, jaki masz do zaoferowania kobiecie i światu. Jeśli nie posiadasz innej wizji niż codzienny kierat domowych obowiązków, pracy, opieki nad dziećmi, telewizji i wakacji, nie masz żadnej wyższej wizji, wtedy zaniedbujesz przyrodzone ci prawo. Twoja kobieta poczuje się oszukana i nie-obdarowana, podobnie jak i świat. W odpowiedzi, kobieta i świat, ofiarują ci mniej ze swoich darów.

Jeśli Twoja kobieta jest ciągle zestresowana, od strony praktycznej prawdopodobnie wiesz, co ona może zrobić ze swoim życiem, aby się rozluźnić. Może powinna więcej ćwiczyć, więcej medytować, więcej tańczyć, zmienić pracę, a może spędzać więcej czasu ze swoimi przyjaciółkami. Jeśli twoja kobieta przez większość czasu czuje się niespełniona, musisz jednak wiedzieć czego naprawdę jej brakuje.

Jak często otwiera swoje serce i ciało w niepohamowanej ekstazie nabożnego oddania?

Jak często oddaje się w pełni otaczającej ją miłości? Jak często ty jej w tym pomagasz?

Czy zamiast ofiarować jej konsekwentną i nieustraszoną miłość, grasz z nią we „wrażliwego mężczyznę”, dając jej „przestrzeń”, aby mogła być nieszczęśliwa?

A jeśli nie chce twoich darów, twojej najgłębszej mądrości i niestłumionej miłości, to dlaczego chcesz z nią być? Twoim głównym darem w związku jest wyprowadzenie jej z przygnębiających nastrojów do otwartości kochania, chwila po chwili. A potem, dzień do dniu, prowadzenie jej życia ku coraz większej boskiej miłości, wykraczającej nawet poza wasz związek, tak że jej życie staje się komunią, darem i świętowaniem.

Jeśli nie możesz zaoferować jej takiego prowadzenia, to co możesz jej dać?

Dlaczego jest z tobą?

O co chodzi w waszym związku?

Aby ofiarować twój męski dar, musisz pielęgnować własne poczucie konieczności codziennej praktyki. Jak muzyk doskonalący swój warsztat, musisz codziennie ćwiczyć sztukę odczuwania poprzez własny strach, odczuwania swojej krawędzi, a potem żyć tuż poza nią, nie uciekając w pocieszanie samego siebie, ani nie naciskając tak mocno, że stracisz połączenie ze swoim źródłem. To źródło, które jest twoją najgłębszą prawdą, musi coraz bardziej nasycać impulsami twoje życie. Z czasem wszystkie twoje działania muszą zostać dostrojone do tego źródła. Twój związek także.

Z racji tego, że zapewne masz tendencję do gubienia się we własnych myślach, celach i projektach, jednym z głównych darów jaki może zaoferować ci kobieta to wprowadzenie cię w ciało, w teraźniejszość i miłość, co pozwoli ci uzyskać i zachować połączenie z własnym źródłem.

Dotykiem, miłością i swoim urokiem może ofiarować ci również energię, tak aby twoje ciało stało się na kształt erekcji – pełne i żywe, gotowe penetrować świat do głębi miłości. Twoja kobieta może być prezydentem Stanów Zjednoczonych, a mimo to, jeśli jesteś w swojej esencji męski, jej szczególnym darem dla ciebie będzie wtłoczyć cię z powrotem w ciało przyciągającą siłą żeńskiej energii.

 

 

Bez kobiety, która służy twojemu obecnemu ucieleśnieniu miłości, mógłbyś spędzać większość czasu pracując nad projektami lub gapiąc się w komputer, z myślami kotłującymi się w głowie lub szukając przyszłych celów prowadzących do finansowej czy duchowej wolności. A tymczasem utraciłbyś kontakt z teraźniejszością, ze swoim ciałem i kobietą.

Fragment pochodzi z książki Davida Deidy – Droga prawdziwego mężczyzny

…bo miłość składa się w sumie z tych malutkich gestów

„Wybierając partnera życiowego musisz pamiętać dziecko, że nie liczy się jak on wygląda, czy ile ma talentów, tylko jakie ma serce – serce do innych i do ciebie.

 

Bo za 50 lat będzie cały pomarszczony, a życie jest nieprzewidywalne i nawet zapalony tancerz w wyniku pewnych wypadków może nie być w stanie postawić samodzielnie kroku. I wtedy właśnie liczy się tylko to, co on ma w środku.

Czy jest serdeczny i dobry, czy daje silne oparcie i poczucie bezpieczeństwa, czy troszczy się o ciebie i nie tylko mówi, ale i pokazuje, że Cię kocha.

Nie chodzi tu o wielkie czyny, bo miłość składa się w sumie z tych malutkich gestów – z wracania do domu, do Ciebie w pierwszej kolejności ponad wszystkim, z uśmiechu w trudnych momentach, z zawiązywania Ci szalika pod szyją, gdy zimno, z używania w kuchni składnika, którego on nie lubi, ale je tylko dlatego, bo wie, że ty za nim przepadasz, z umiejętności powiedzenia przepraszam, gdy się zrobiło źle i wielu innych.
Tak ważna jest umiejętność postawienia siebie samego na drugim miejscu i kierowania się dobrem ukochanej osoby.

Musisz przede wszystkim wiedzieć, że on Cię kocha – a reszta na prawdę się nie liczy.”

~ autor nieznany

Jak być męskim? Wystarczą buty, szabla i ziarnko piasku

Wierność, odpowiedzialność i pokora to składniki, bez których niemożliwe jest sporządzenie recepty na to, jak być męskim. Bez nich nie zbierzemy plonu, stale będziemy nienasyceni, a mieszek miłości będzie wciąż pusty.

Wygodne buty

Kiedyś pewien, skądinąd nasz ulubiony komediant aktor-piosenkarz, siedząc na kanapie u jednego z naczelnych przepytujących w naszym kraju, z rozbrajającą szczerością wyznał: „Bo dla mnie wierność jest najważniejszym atrybutem męskości i naprawdę tego chciałbym się trzymać. Bo co mnie określa bardziej jako mężczyznę niż wierność przysiędze, jaką się złożyło?”.

Nie można prawdziwie przeżyć życia, spędzając go na kanapie z pilotem w ręku. Pilotem, który markuje podejmowanie decyzji, wciągając coraz głębiej w iluzję rzeczywistości. Żeby żyć, trzeba wstać z kanapy i iść. Żeby kroczyć, trzeba ubrać buty. Wygodne. Takie, które nie tylko zaprowadzą nas tam, gdzie (nie) chcemy, ale pozwolą towarzyszyć tym, którzy swoje buty już dawno podarli, a może nawet nigdy nie było im dane jakichkolwiek założyć.

Wierny jest ten, kto idzie. To prawda, którą coraz częściej dostrzegam w codzienności małżeńskich wertepów. Zdarza się chadzać pod górkę, z ciężkim plecakiem doświadczeń, bez życiodajnej wody i glukozy małych gestów, zostawiwszy mapę pod stertą ulotek otrzymanych od sprzedawców marzeń. Ważne, że razem, że w butach, że krok po kroczku bliżej… siebie.

 

Schowaj szabelkę

Może i zabieramy głos rzadziej niż kobiety, jednak w przeciwieństwie do nich, w naszym posługiwaniu się szablą słowa przypominamy często pijanego szlachcica. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że słowami mogę podnieść spotkanego człowieka na duchu, ale moje słowa mogą też głęboko zranić, nie mówiąc o tym, że bywają również śmiercionośne.

Mimo tej świadomości, ciągle zdarza się, że zamiast przecinać więzy nienawiści, obłudy, kłamstwa, chciwości, wymachując moją „szabelką”, tnę gdzie popadnie, nie zważając na ludzi i konsekwencje.

Z obfitości serca mówią usta – to prawda, która wielokrotnie hamowała moje zapędy krasomówcze, wychwytując wersy nie zorientowane na dobro drugiego. Na myśl przychodzi jeden z moich ulubionych tekstów Tischnera: „Może i masz rację, ale jakie z tego dobro?”.

Ale nie zawsze tak jest, ba, ciągle nie zadaję sobie kluczowych pytań. Czy to, co mówię jako mężczyzna, mąż, ojciec podnosi na duchu moją żonę? Czy moje słowa wypływają z serca rozpalonego miłością do Boga i mojej rodziny? Czy moja permanentna chęć zabrania głosu w każdej sprawie buduje, czy niszczy relacje, w których jestem?

Skoro nie potrafię wziąć odpowiedzialności za moje słowa, kto powierzy mi swoje życie, zdrowie, sprawy? W gruncie rzeczy, kiedy sytuacja wymyka się spod kontroli i nasze oczekiwania wystawione są na próbę miłości nieprzyjaciół (za każdym razem, kiedy nie chcę umierać za żonę, jawi mi się ona jako mój wróg), bardzo łatwo dobyć miecza. O wiele trudniej go schować.

 

Perła z ziarnka piasku

W odkrywaniu własnego męstwa napotykamy na przeszkody, które – gdy się dokładnie zastanowić – bywają klasycznymi wymówkami. „Jestem za słaby”, „nie nadaję się”, „okoliczności są niesprzyjające” zatruwają od wczesnego dzieciństwa nasz wewnętrzny strumień pragnień, by przejść po tym łez padole najpiękniej, jak tylko się da.

Muszę przyznać, że przez większość mojego życia nie miałem pojęcia, jak powstają perły. Gdybym dowiedział się wcześniej, być może nie zmarnowałbym tylu okazji do ich zrodzenia. Otóż, żeby powstało piękno nieporównywalne z niczym innym, do naszego wnętrza (małży) musi dostać się odrobina trudu (ziarenko piasku), który w pierwszym odruchu blokuje, ogranicza, przeszkadza. To najpiękniejsze znane mi zobrazowanie pokory.

Kimże jest człowiek, jeśli nie ziarenkiem piasku, które z miłości zostało zanurzone w perłowej masie? Nawet najpiękniejsze perły mają bowiem swoją historię, która skrywa trudności, słabości i grzechy. To z kolei prawda o męskości, która bez pokory nigdy nie zostanie odkryta.

Autor: Marcin Gomułka / Aleteia pl