To przede wszystkim mężczyzna odpowiada za rozwój i ewolucję związku

 

Osiągając dorosłość, stałeś się niezależny. Od tego momentu nie potrzebujesz dłużej nikogo, kto by o ciebie dbał. Potrafisz być odpowiedzialny za siebie. W szczególności, zdajesz sobie sprawę, że sam odpowiadasz za własne szczęście. Nikt nie przeżyje za Ciebie twojego życia. Musisz sam zająć się własnym zdrowiem, sukcesem i powodzeniem.

Poczucie odpowiedzialności za samego siebie nie oznacza jednak pełnej dojrzałości. Poza taką odpowiedzialnością istnieje jeszcze odpowiedzialność za dzielenie się własnym darem.

Oczywiście ważne jest, aby nie uzależniać własnego szczęścia od partnerki.

Ale równie ważne jest, aby wzrosnąć ponad zwykłą niezależność i autonomię. Kolejnym etapem intymnego związku po osiągnięciu osobistej niezależności, jest wzajemne obdarowywanie się i służenie sobie nawzajem w miłości.

Pewnie zauważyłeś, że twoja kobieta potrafi pogubić się we własnych nastrojach. Może stać się przesadnie nerwowa. Może być przybita i snuć się po domu bez celu w aurze przygnębienia. Kiedy kobieta wpadnie w jakiś nastrój, jest jej niezwykle trudno samej się z niego wydobyć wydobyć.

Jednym z wielkich męskich darów jest zareagowanie wtedy z pełnią miłości. Nie chodzi o to, aby być jej terapeutą, lecz budzikiem, „otwieraczem” jej serca, przypomnieniem o wyższości miłości.

Jeśli otworzenie jej na miłość zajmuje ci więcej niż pięć minut, to zapewne za dużo gadasz, a za mało robisz. A może już zapomniałeś co jest twoim najgłębszym darem.

Twój męski dar to wiedzieć gdzie jesteś, gdzie chcesz być i co masz zrobić, żeby tam dotrzeć. Jeśli nie znasz choćby jednego z tych elementów, wszelkimi sposobami musisz to odkryć. Twoja wizja jest podstawowym darem, jaki masz do zaoferowania kobiecie i światu. Jeśli nie posiadasz innej wizji niż codzienny kierat domowych obowiązków, pracy, opieki nad dziećmi, telewizji i wakacji, nie masz żadnej wyższej wizji, wtedy zaniedbujesz przyrodzone ci prawo. Twoja kobieta poczuje się oszukana i nie-obdarowana, podobnie jak i świat. W odpowiedzi, kobieta i świat, ofiarują ci mniej ze swoich darów.

Jeśli Twoja kobieta jest ciągle zestresowana, od strony praktycznej prawdopodobnie wiesz, co ona może zrobić ze swoim życiem, aby się rozluźnić. Może powinna więcej ćwiczyć, więcej medytować, więcej tańczyć, zmienić pracę, a może spędzać więcej czasu ze swoimi przyjaciółkami. Jeśli twoja kobieta przez większość czasu czuje się niespełniona, musisz jednak wiedzieć czego naprawdę jej brakuje.

Jak często otwiera swoje serce i ciało w niepohamowanej ekstazie nabożnego oddania?

Jak często oddaje się w pełni otaczającej ją miłości? Jak często ty jej w tym pomagasz?

Czy zamiast ofiarować jej konsekwentną i nieustraszoną miłość, grasz z nią we „wrażliwego mężczyznę”, dając jej „przestrzeń”, aby mogła być nieszczęśliwa?

A jeśli nie chce twoich darów, twojej najgłębszej mądrości i niestłumionej miłości, to dlaczego chcesz z nią być? Twoim głównym darem w związku jest wyprowadzenie jej z przygnębiających nastrojów do otwartości kochania, chwila po chwili. A potem, dzień do dniu, prowadzenie jej życia ku coraz większej boskiej miłości, wykraczającej nawet poza wasz związek, tak że jej życie staje się komunią, darem i świętowaniem.

Jeśli nie możesz zaoferować jej takiego prowadzenia, to co możesz jej dać?

Dlaczego jest z tobą?

O co chodzi w waszym związku?

Aby ofiarować twój męski dar, musisz pielęgnować własne poczucie konieczności codziennej praktyki. Jak muzyk doskonalący swój warsztat, musisz codziennie ćwiczyć sztukę odczuwania poprzez własny strach, odczuwania swojej krawędzi, a potem żyć tuż poza nią, nie uciekając w pocieszanie samego siebie, ani nie naciskając tak mocno, że stracisz połączenie ze swoim źródłem. To źródło, które jest twoją najgłębszą prawdą, musi coraz bardziej nasycać impulsami twoje życie. Z czasem wszystkie twoje działania muszą zostać dostrojone do tego źródła. Twój związek także.

Z racji tego, że zapewne masz tendencję do gubienia się we własnych myślach, celach i projektach, jednym z głównych darów jaki może zaoferować ci kobieta to wprowadzenie cię w ciało, w teraźniejszość i miłość, co pozwoli ci uzyskać i zachować połączenie z własnym źródłem.

Dotykiem, miłością i swoim urokiem może ofiarować ci również energię, tak aby twoje ciało stało się na kształt erekcji – pełne i żywe, gotowe penetrować świat do głębi miłości. Twoja kobieta może być prezydentem Stanów Zjednoczonych, a mimo to, jeśli jesteś w swojej esencji męski, jej szczególnym darem dla ciebie będzie wtłoczyć cię z powrotem w ciało przyciągającą siłą żeńskiej energii.

 

 

Bez kobiety, która służy twojemu obecnemu ucieleśnieniu miłości, mógłbyś spędzać większość czasu pracując nad projektami lub gapiąc się w komputer, z myślami kotłującymi się w głowie lub szukając przyszłych celów prowadzących do finansowej czy duchowej wolności. A tymczasem utraciłbyś kontakt z teraźniejszością, ze swoim ciałem i kobietą.

Fragment pochodzi z książki Davida Deidy – Droga prawdziwego mężczyzny

Jaki jest zdrowy związek?

Po pierwsze zdrowy związek, to taki który będzie satysfakcjonujący dla obojga partnerów, czyli będzie dla nich źródłem siły.
Troska o siebie nawzajem jako podstawowy warunek, zamiast troski o siebie samego jako przeciwstawny biegun tej cechy.

Ważna cecha miłości, to chęć dawania, ale bez oczekiwania tego samego w zamian, czyli bezinteresowne zainteresowanie drugą osobą.

Z powyższego bierze się źródło najszczęśliwszych związków: tych, w których ludzie zabiegają o siebie, nastawieni są na dawanie.

Na cechę zdrowego związku nakłada się też chęć poznawania drugiego człowieka, rozumiana jako proces tzn. nie ma znaczenia czy związek trwa rok czy kilkanaście lat, ważne jest, że ludzie są ciekawi siebie i chcą się ciągle poznawać, co więcej – jeszcze lepiej jest jak widzą, że mimo upływu lat na nowo dowiadują się o sobie nowych rzeczy.

Bardzo ważna jest w zdrowych związkach prywatność. Są takie przestrzenie, w które nikt poza dwojgiem osób tworzących związek nie ma wstępu. Chodzi o czas, intymność, wiedze na swój temat i inne prywatne kwestie.

Ważne też jest jak ludzie rozwiązują konflikty. Jaki kierunek obierają – do zwycięstwa i pokonania przeciwnika, czy do załagodzenia sporu i zgody. Zdecydowanie w zdrowej relacji kierunek jest ko zgodzie. Równie ważne jest czy skupiają się na osobie czy sprawie, która ich poróżniła – jeśli koncentracja jest na sprawie, osoby biorące udział w sporze są niejako chronione przed zranieniem, ponieważ ich celem jest rozwiązanie nieporozumienia, a nie udowodnienie racji drugiej stronie.

Zdrowy związek to również taki, w którym ludzie realizują swoje własne cele i nie jest to powodem do niepokoju drugiej strony, jest też testem na otwartość i zaufanie.

Studium Terapii Par

W poszukiwaniu utraconej bliskości

Wypalenie uczuciowe zdarza się nawet w najlepiej dobranych małżeństwach.

Jak poczuć się znowu bliżej?

To, że warto rozmawiać, nawet z własnym mężem – wiemy od dawna. Problem w tym, że nuda i rutyna małżeńska pojawia się również w parach, gdzie mąż i żona sprawnie się ze sobą komunikują. Umieją się dogadać w ważnych sprawach, a jednak to wcale nie oznacza, że łączy ich głęboka i żywa bliskość.

Bliskość to dzielenie się emocjami

Można wymieniać ze sobą mnóstwo informacji, spostrzeżeń, dzielić się historiami z pracy i kompletnie nie być ze sobą w kontakcie emocjonalnym. Takie rozmowy wypełniają ciszę. Wymieniamy się faktami, a nie ujawniamy emocji, jakie im towarzyszą. Mówimy, co się nam zdarzyło lub nie wydarzyło, ale rzadko dzielimy się tym, jak się z tym czujemy. Dlatego można mówić tej drugiej stronie całkiem dużo o sobie i jednocześnie czuć się samotnie.

Paradoksalnie, im rodzina lepiej funkcjonuje w strefie praktycznej, nie ma sporów i kłótni, tym ten proces oddalenia może postępować niezauważalnie.

– On już się nie zmieni – tyle razy słyszałam to zdanie.

– Skoro ja go kocham, to powinnam go akceptować takiego, jakim on jest.

Bezwarunkowa akceptacja to pierwszy krok to małżeńskiej bezwarunkowej kapitulacji.

 

Bliskość nie jest nam dana raz na zawsze

Co innego szacunek i przymknięcie oka na pewne wady mężowskie, ale skoro nie jest Ci dobrze w małżeństwie, to może warto również uznać, że Ty też masz w tym swój udział.

Jest źle nie tylko dlatego, że on nie pomaga Ci w domu. Ale również dlatego, że Ty to akceptujesz. Nie reagujesz na to. Jesteś zmęczona, przepracowana, on Ci obojętnieje.

Nie podejmujesz chęci zmiany. Skrycie obwiniasz męża za całą sytuację, a przecież Ty swoim zaniechaniem również przyczyniasz się do tego, że się oddalacie.

Można wyjść za mąż z wielkiej miłości i w ciągu kilku lat roztrwonić ten emocjonalny kapitał. Bliskości nie da się zakontraktować raz na zawsze przysięgą małżeńską. Bliskość cały czas się tworzy.

 

Bliskość to uważność

Na przykład mąż powiedział, że jego przyjaciel miał zawał. Odbyliście na ten temat krótką rozmowę i koniec. A może ta wiadomość w nim pracuje. Pojawiły się u niego jakieś lęki, obawy o zdrowie, zaczął gorzej sypiać. Czy wiesz, co on przeżywa?

Kochać to dostrzegać. Że jest smutny, mniej mówi albo pali więcej papierosów. Coraz częściej zdarza mu się krzyknąć.

Zapytaj: Jaki jesteś dziś zasępiony? A dlaczego tak cię ostatnio wszystko denerwuje? A dlaczego ci jest teraz tak ciężko w pracy? I słuchaj, co odpowie.

Czasami rzucamy pytania, ale nie ma w nas już tej ciekawości, co on powie. Albo pojawia się zdawkowość. Coś tam odpowiadamy. Jakieś ogólne łatwe pocieszenia. Będzie łatwiej. Nie przejmuj się. Często kobiety rozmawiają z mężem tak samo, jak ze swoimi dziećmi.

Zbyt szybko pocieszają, dają szybkie kategoryczne rady czy samodzielnie podsumowują problem. Chcą służyć pociechą i pomocą.

 

Bliskość to szczere zainteresowanie

Tymczasem w bliskości nie chodzi o zadaniowość. Ważne, by okazać szczere zainteresowanie. Wysłuchać. Zareagować emocjonalnie. Powiedzieć, co ja w związku z tym czuję. Dopytać następnego dnia.

Bliskość to  dwukierunkowość kontaktów. Zdarza się, że żony są powierniczkami. Mąż przychodzi z pracy i zaczyna narzekać. A ona całymi latami słucha i ma tego dość, że on nigdy nie zapyta: a co tam u ciebie?

I czuje się samotna w małżeństwie, cierpi, ale do głowy jej nie przyjdzie, żeby powiedzieć:

– Słuchaj, to ja dzisiaj ci powiem co mnie spotkało.

Albo pewnego dnia wybucha:

– Ty to w ogóle nie jesteś zainteresowany, jak ja teraz mam w robocie z tym nowym kierownictwem.

On może powiedzieć:

– Ale ja myślałem, że ty nie chcesz o tym gadać. Kiedyś mi się zwierzyłaś, a potem mi powiedziałaś, że jeszcze gorzej się potem czułaś. To nie pytałem.

 

Bliskość to ciekawość: jaki ten mój mąż jest dzisiaj

A jak ten nasz mąż już nas nie zaciekawia, to warto się siebie zapytać: dlaczego tak jest. I to też jest całkiem dobry temat do rozmowy we dwoje. Czy mi się tylko wydaje, że tracimy się z oczu?

Albo: On biega. Gorzej mu poszło w maratonie. Wraca i coś tam zaczyna o tym mówić, ale przecież nie będziesz teraz gadała, jaki on ma czas na dziesięć kilometrów, bo ty nie masz czasu – trzeba na jutro dzieci wyszykować.

Nie słuchasz go albo słuchasz jednym uchem, zmieniasz temat. Dajesz mu do zrozumienia, że te jego problemy to jakieś bzdurki są, umniejszasz je, i w ogóle to uważasz, że mężczyźni to duzi chłopcy. Nie chcesz zobaczyć jego świata jego oczami czy sercem. I potem trudno o wzajemność.

To, że jesteście w małżeństwie nie oznacza, że macie tylko wspólne problemy.

Trudno o ciepło rodzinne, kiedy między małżonkami wieje chłodem. I żadne radosne śmiechy z pokoju dziecięcego nie podwyższą na stałe tej temperatury.

 

 

Dobrze jest się w tych rozmowach skupić. Ciepło się zwracać, być fizycznie blisko. Patrzeć w oczy, przytrzymać spojrzenia.

Warto codziennie wygrzebywać się spod tej góry codziennych spraw i po prostu szukać radości.

Zyta Rudzka,  aleteia pl

 

Zajrzyj na nasz fanpage : https://www.facebook.com/fundacjastanwprawdzie/posts/2009169156019654

 

…bo miłość składa się w sumie z tych malutkich gestów

„Wybierając partnera życiowego musisz pamiętać dziecko, że nie liczy się jak on wygląda, czy ile ma talentów, tylko jakie ma serce – serce do innych i do ciebie.

 

Bo za 50 lat będzie cały pomarszczony, a życie jest nieprzewidywalne i nawet zapalony tancerz w wyniku pewnych wypadków może nie być w stanie postawić samodzielnie kroku. I wtedy właśnie liczy się tylko to, co on ma w środku.

Czy jest serdeczny i dobry, czy daje silne oparcie i poczucie bezpieczeństwa, czy troszczy się o ciebie i nie tylko mówi, ale i pokazuje, że Cię kocha.

Nie chodzi tu o wielkie czyny, bo miłość składa się w sumie z tych malutkich gestów – z wracania do domu, do Ciebie w pierwszej kolejności ponad wszystkim, z uśmiechu w trudnych momentach, z zawiązywania Ci szalika pod szyją, gdy zimno, z używania w kuchni składnika, którego on nie lubi, ale je tylko dlatego, bo wie, że ty za nim przepadasz, z umiejętności powiedzenia przepraszam, gdy się zrobiło źle i wielu innych.
Tak ważna jest umiejętność postawienia siebie samego na drugim miejscu i kierowania się dobrem ukochanej osoby.

Musisz przede wszystkim wiedzieć, że on Cię kocha – a reszta na prawdę się nie liczy.”

~ autor nieznany

Razem, ale nie na uwięzi: legenda Siuksów dotycząca związków

 

Zgodnie ze starą i piękną legendą Siuksów, aby związek był trwały i szczęśliwy, obie osoby powinny wznosić się razem, ale nie na uwięzi, nigdy nie będąc niewolnikami. Ponieważ prawdziwa miłość nie przywiązuje. Łączy dwie osoby w jedną bez konieczności odrzucania własnego bytu, własnej tożsamości.

Dziwne, że starożytna mądrość rdzennych Amerykanów nadal istnieje, inspirując nas opowieściami i legendami. Czasem są pełne magii i zmyslone, ale zawsze przekazują nam cenną naukę. W jakiś sposób te historie nadal są dla nas użyteczne i pełne znaczeń. W całej tej mądrości, plemię Siuksów pomogło nam najbardziej. Razem, ale nie na uwięzi.

„Każdy z osobna, wszyscy jesteśmy śmiertelni. Razem jesteśmy wieczni. „

-Apuleius-

To właśnie im powinniśmy podziękować za legendę łapacza snów, a także za bajki, które udzielają nam prostej, ale głębokiej lekcji na temat budowania stabilnego i szczęśliwego związku. Na szczęście mamy dostęp do fascynującej książki „Opowieści amerykańskich Indian” („American Indian Stories”) autorstwa Zitkala-Ša.

Ta interesująca autorka była pierwszą Indianką z plemienia Siuksów wykształconą na Zachodzie.

Była obrońcą narodowych tradycji, skrzypaczką, a przede wszystkim aktywistką. To ona na początku XX wieku podarowała nam część swojego dziedzictwa kulturowego. Dała nam proste i cudowne teksty, w tym tę wspaniałą legendę, do której zaraz przejdziemy.

Miłość, Jednostka i Związek według Siuksów

Istnieje stara legenda o młodym chłopaku z plemienia Siuksów, który pewnego ranka poszedł spotkać się z szamanem z wioski. Mieszkali w pobliżu Paha Sapy, znanej dziś jako Czarne Wzgórza, które są święte dla narodu Siuksów.

Młodzieniec był odważnym wojownikiem i serce miał pełne honoru i szlachetności. Touch the Clouds (Dotyk Chmur) była kobietą o oczach w kształcie migdałów, o gęstych włosach i determinacji w sercu. Ale przede wszystkim przepełniona głęboką miłością do mężczyzny, który miał być jej mężem.

Powód, dla którego oboje postanowili zobaczyć się z szamanem, był bardzo ważny: obawiali się. Byli przerażeni, że ich obietnica, pełna oddania miłość, którą wyznają sobie nawzajem, skończy się zerwaniem. Bali się też śmierci i tego, że nie będą mogli odnaleźć się w zaświatach. Chcieli, żeby stary szaman dał im eliksir, zaklęcie lub błogosławieństwo, które uczyniłoby ich miłość wieczną.

Wyzwanie

Stary szaman patrzył na nich przez kilka sekund twarzą o jastrzębich, głęboko wyostrzonych rysach. Wypalił kilka fajek, zmarszczył czoło, odchrząknął a potem ujął dłoń dziewczyny-

-Jeśli chcesz zachować swojego ukochanego przy sobie przez długi czas, musisz wyruszyć w podróż. To nie będzie łatwe, ostrzegam cię. Wejdziesz na wzgórze, które znajduje się za twoimi plecami i własnymi rękami złapiesz sokoła: najsilniejszego, najpiękniejszego. Potem musisz przynieść go tutaj żywego trzeciego dnia po pełni Księżyca.

Następnie szaman zwrócił się do młodego wojownika.

-Jeśli chodzi o ciebie, musisz wiedzieć, że twoje zadanie będzie równie złożone i wymagające. Musisz wspiąć się na najwyższą górę naszej wioski i złapać orła. Najpiękniejszego, najżywszego, najbardziej nieokiełznanego. Musisz przynieść go tutaj tego samego dnia, co twoja ukochana.

Razem, ale nie na uwięzi. Wynik

Młodzieniec i jego ukochana ukończyli wyzwanie wyznaczone przez starego szamana. Dziewczyna przyniosła sokoła w skórzanej torbie. Młody wojownik przyniósł swojego orła. Najpiękniejszego, najsilniejszego. Kiedy przyszli do starego szamana, oboje zapytali, jaki będzie następny krok. „Mamy złożyć ptaki w ofierze i wykąpać się w ich krwi?” zapytali.

-Powiem wam teraz, co macie robić: weźcie ptaki i zwiążcie im nogi skórzanym sznurkiem. Tak by były uwiązane do siebie nawzajem. Następnie wypuśćcie i pozwólcie odlecieć.

Kiedy wypełnili tę prośbę, byli zaskoczeni i aż zaniemówili, gdy zobaczyli, co się stało. Kiedy dwa ptaki próbowały wzbić się w powietrze, wszystko, co były w stanie zrobić, to tylko przewracać się – wciąż i wciąż. Sfrustrowane i pełne gniewu zaczęły dziobać się nawzajem.

Stary szaman podszedł i rozwiązał ptaki. Oto zaklęcie, które wam dam: czerpcie naukę z tego co właśnie zobaczyliście. Jeśli zwiążecie się ze sobą, nawet z miłością, jedyną rzeczą, którą osiągniecie, to ograniczenie się nawzajem, ranienie i bycie nieszczęśliwymi.

-Jeśli chcecie, aby wasza miłość trwała, unoście się tak wysoko, jak tylko potraficie: razem, ale nie na uwięzi. Ponieważ prawdziwa miłość nie zakłada łańcuchów.

Zdrowa emocjonalnie para: razem, ale nie na uwięzi

„Razem, ale nie na uwięzi” Jaume Solera i Mercè Conangli to kolejna książka, która jest równie interesująca. Doskonale zgłębia główną ideę starej legendy Siuksów. Autorzy proponują, abyśmy budowali coś, co nazywają odpowiednią „emocjonalną ekologią”.

„Możliwość wspólnego śmiechu … teraz to naprawdę jest miłość”.

–Françoise Sagan–

W tym złożonym wyzwaniu, jakim jest stworzenie stabilnego, szczęśliwego, dojrzałego i satysfakcjonującego partnerstwa, musimy stworzyć równowagę w naszych mocnych stronach i naszej przestrzeni, aby stworzyć otoczenie, w którym możemy „być wierni sobie i mimo to wierni swemu związkowi”. Nigdy nie wolno nam stracić naszej tożsamości, miłości własnej, poczucia własnej wartości i naszych sekretnych marzeń.

Podsumowując, powinniśmy również pamiętać, że możemy zastosować się do legendy i zasady „razem, ale nie na uwięzi” w jakimkolwiek związku. Może to być przyjaźń, a nawet relacja rodzic-dziecko. Ponieważ koniec końców musimy strzec naszej osobistej przestrzeni, aby zachować magię więzi.

To jest coś, o czym warto pomyśleć.

Żródło:  Psychologia

Komunikacja w małżeństwie? Postaw na dialog!

Słowa potrafią ranić równie mocno jak czyny – umiejętność „gryzienia się” w język i nie wypowiadania wszystkiego, co ślina na język przyniesie, jest wielką łaską w małżeństwie.

Dobra komunikacja jest jednym z fundamentów udanego małżeństwa.  Należy pamiętać, że jest ona ZAWSZE dialogiem, NIGDY monologiem. Obie strony muszą aktywnie mówić, słuchać i starać się zrozumieć. Oto kilka niezbędnych nawyków prawidłowej komunikacji:

Mówmy z miłością

Zanim zaczniemy mówić zawsze warto się upewnić, czy oby na pewno „język jest połączony z mózgiem”. Ważne jest również podczas zamieniania swoich myśli w słowa, pamiętać o robieniu tego z miłością – bez oceniania drugiej osoby. Słowa potrafią ranić równie mocno jak czyny – umiejętność „gryzienia się” w język i nie wypowiadania wszystkiego, co ślina na język przyniesie, jest wielką łaską w małżeństwie.

„Nierozważnie mówić – to ranić jak mieczem, a język mądrych – lekarstwem”. – Prz 12, 18

Słuchajmy w ciszy

Dajmy małżonkowi „przestrzeń” do komunikowania się z nami. Skupmy się na słuchaniu – nie przerywając jego wypowiedzi. Bardzo często słuchając wypowiedzi rozmówcy, myślimy już o tym, co odpowiedzieć, jak przedstawić „swoje” racje – tym samym nie dajemy sobie szansy na skuteczne słuchanie i słyszenie tego, co mówi mąż/żona.

„Rozsądek posiadł, kto w słowach oszczędny, kto spokojnego ducha – roztropny”. – Prz 17, 27 

Szukajmy porozumienia

Kiedy słuchamy, spróbujmy zrozumieć punkt widzenia współmałżonka. Ważne, aby być empatycznym – próbować wyobrazić sobie, co czuje rozmówca, jakie są okoliczności naszej rozmowy. To Twój mąż/żona, a nie rywal – warto o tym ZAWSZE pamiętać. Celem małżeńskiej komunikacji powinno być osiągnięcie porozumienia, a nie postawienie na swoim.

„Głupi nie lubi się zastanawiać,lecz tylko swe zdanie przedstawić”. – Prz 18, 2

Działajmy

Komunikacja nic nie znaczy, jeśli za naszymi słowami nie idą czyny i konkretne działania. Trzeba być tak nastawionym do rozmowy i rozmówcy, aby po skończonym dialogu podjąć konkretne działania. Warto się modlić o łaskę, dzięki której będziemy potrafili zmienić swoje zachowania i przyzwyczajenia.

Warto wyjść poza swój egoizm i nie starać się traktować rozmowy jako możliwości ugrania czegoś „dla siebie”. Tak jak wiara bez uczynków jest martwa, tak komunikacja bez konkretnych działań z naszej strony nic nie zmieni.

„Dzieci,nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą!”. – 1 J 3, 18

Stwórzmy atmosferę do dialogu

Dialog „w biegu” ma małe szanse powodzenia, dlatego przed rozpoczęciem rozmowy z małżonkiem warto „zostawić za sobą” swoją pracę, codzienne obowiązki itp. Rozmowa w skupieniu i dobrej atmosferze trwająca 10 minut, będzie bardziej owocna niż godzinna wymiana zdań „w biegu”. Warto stworzyć sobie pewne rytuały związane z małżeńskim dialogiem – np. zapalona świeca, krótka modlitwa do Ducha Św. poprzedzająca rozmowę.

Z czasem, kiedy pojawiają się dzieci – czasu „we dwoje” jest coraz mniej. Takie małżeńskie rytuały i zwyczaje są wówczas jeszcze bardziej pomocne i potrafią wygospodarować z „krótszej doby” te 5 minut dla męża/żony.

„Potężną twierdzą jest imię Pana, tam prawy się schroni”. – Prz 18, 10

 

Emocje największym wrogiem dobrej komunikacji

Nie ma nic gorszego dla prawidłowego małżeńskiego dialogu niż przeprowadzanie go w emocjach. Pokłóciliśmy się, jesteśmy na siebie źli, poczekajmy godzinę, aż emocje opadną i będziemy potrafili spojrzeć „trzeźwiej” na całą sytuację.

„Człowiek gniewliwy wznieca kłótnie, a cierpliwy spory łagodzi”. – Prz 15, 18

Autor: Maciek Jabłoński

Pokusa niespodziewanie może być siłą mobilizującą dla małżeństwa.  

 

Moja rada: skłoń się ku małżeństwu, uciekaj od pokusy. Nawet jeśli masz ochotę zrobić odwrotnie. Katherine Willis Pershey

Zanim zdradzisz, czyli okazja nie musi czynić złodzieja

Aktorka Eva Amurri Martino, córka Susan Sarandon, napisała kiedyś na swoim blogu „Happily Eva After” notkę pod tytułem „Niania-gate 2.0”, w której opowiedziała historię byłej opiekunki swojej córeczki. Pod nieobecność Evy, niania wysłała jej mężowi SMS-a, nakłaniając go do zdrady.Tak mniej więcej wyglądał kres wielu znanych małżeństw, choćby Arnolda Schwarzennegera, Jude’a Law, Bena Afflecka.

Mąż Amurri Martino – były piłkarz, komentator sportowy w telewizji NBC, Kyle Martino – dopisał jednak do tej historii inne zakończenie. Doprowadził do konfrontacji z nianią, zwolnił ją i o wszystkim opowiedział żonie.

Publicystka Katherine Willis Pershey z pewnością zaaprobowałaby takie rozwiązanie. W swojej książce („Very Married: Field Notes on Love and Fidelity”), zachęca pary do bezwzględnej szczerości, gdy coś – lub ktoś – zagraża ich małżeństwu.

Jak pisze, kilka lat temu sama zadurzyła się w znajomym i choć nigdy mu o tym nie powiedziała ani nie zrobiła nic w tym kierunku, uznała, że sprawa jest poważna i wymaga zdecydowanej reakcji. Pisze:

Zrobiłam jedyną rzecz, jaka przyszła mi do głowy: o wszystkim powiedziałam mężowi. Nawet jeśli nie było o czym mówić, och, ależ byłam zadowolona, że idę do niego z czystym sumieniem! – rozmowa niosła ze sobą pewne ryzyko. Czy

Benjamina nie zrani fakt, że jego żona, choć nie uległa pokusie, jednak jej doświadczyła? Tak, zraniło go to. Ale zniósł ten ból, bo zrozumiał, że jestem godna jego zaufania. Sprawdzono mnie i wyszłam z tej próby zwycięsko.

Willis Pershey powiedziała mi, że najlepsza rada dla mężów i żon, zainteresowanych kimś innym, to „skłonić się ku małżeństwu, uciekać od pokusy”. Choć przyznaje, że często ma się ochotę zrobić odwrotnie.

Dlaczego ludzie zdradzają

Zdradzają i kobiety i mężczyźni, przy czym, w przeciwieństwie do powszechnej opinii, panie robią to równie często, jak panowie.

Jednak powody, dla których zdradzają kobiety, są inne. Mężczyźni szukają seksu, a kobieta, która zdradza, pragnie emocjonalnej bliskości i akceptacji.

Sabine Miller*, odpowiedzialna za zakupy odzieżowe w dużym domu handlowym i matka dwójki dzieci, wyznaje, że kilka lat temu miała wielką ochotę zdradzić męża.

Kiedy dzieci chodziły jeszcze do przedszkola, oboje z mężem byliśmy tak wyczerpani obowiązkami związanymi z opieką nad nimi, naszą pracą zawodową i koniecznością znalezienia „czasu dla rodziny”, że dla nas dwojga zostawało naprawdę niewiele – opowiada Miller. – Zaczęliśmy się od siebie oddalać.

Kiedy jeden z handlowców, z którym pracowała – sama przyznaje, że był „zabójczo przystojny” – zaczął się nią interesować, poczuła się, jak mówi, fantastycznie.

Do niczego nie doszło – mówi. – Ale byłam przerażona tym, jak świetnie się przy nim czułam i jak wyczekiwałam spotkań z nim. Wiedziałam, że muszę trzymać się mocno przysięgi złożonej mężowi.

Miller mówi, że po tym „zagrożeniu niewiernością”, kiedy czuje się niedoceniona lub oddala się od męża, zaczyna z nim rozmawiać.

„Zamiast zostawić rzecz w spokoju albo, co gorsza, gotować się wewnętrznie, mówię Markowi, co czuję. Staramy się zapewnić sobie czas we dwoje, żeby być znów razem”.

Zdrada. Niepokojące znaki

Specjalista od spraw małżeńskich John Gottman napisał, że „nieszczęśliwe małżeństwa są do siebie podobne” i podążają „tą samą, szczególną spiralą w dół, aż do smutnego końca”.Pierwszy próg, jaki napotyka para niesiona z prądem małżeńskich zawirowań, składa się z czterech fatalnych metod interakcji, które udaremniają próby porozumienia”, pisze Gottman. „W miarę umacniania się tych nawyków, mąż i żona skupiają się coraz bardziej na eskalowaniu uczucia negacji i napięcia w małżeństwie. W końcu stają się głusi na wzajemne próby pojednania. Każdy kolejny jeździec Apokalipsy przygotowuje drogę następnemu, podstępnie tratując małżeństwo, które przecież zaczęło się tak obiecująco.

Według Gottmana, ci czterej „jeźdźcy” to

krytykowanie, pogarda, zachowanie defensywne i izolowanie się.

Pogarda, jak pisze, jest najgorsza z całej czwórki, a syci się „długo podsycanym negatywnym myśleniem o partnerze”. Wśród oznak pogardy wymienia wyzwiska, przewracanie oczami i inne przejawy niechęci. Pogarda zatruwa, ostrzega Gottman.

 

Jak zmienić bieg spraw

Nawet kiedy pogarda i pozostali „jeźdźcy” zagościli w domu na stałe, jest jeszcze nadzieja. Gottman radzi, by mąż i żona uruchomili „mechanizmy naprawcze”, nawet gdyby miało to oznaczać trudne rozmowy. Słowa, wypowiadane nawet „z irytacją albo z bólem”, według Gottmana są skutecznym lekarstwem na małżeńskie rany.

Jakie to mechanizmy? „Szczęśliwe małżeństwa używają podczas kłótni pewnych zdań i czynności, by zapobiec wymknięciu się spraw spod kontroli”, pisze. Te pojednawcze gesty działają jak klej, który spaja małżeństwo w trudnym chwilach.

Polecane przez Gottmana mechanizmy naprawcze:

Komentowanie procesu komunikacji zdaniami: „Proszę, pozwól mi skończyć”, „Odbiegamy od tematu” lub „To rani moje uczucia”.

Komentowanie na bieżąco tego, co się dzieje, zamiast wypominania dawnych uraz poniewczasie.

Przypominanie partnerowi, że podziwiasz go i współczujesz z nim, nawet jeśli właśnie się kłócicie.

Stosowanie wyrażeń w rodzaju „Tak, rozumiem” lub „Mów dalej” w trakcie rozmowy. Gottman twierdzi, że są to „małe psychologiczne pieszczoty, w których stabilne pary osiągają mistrzostwo”.

Na koniec warto wiedzieć, że choć nie zawsze da się uniknąć małżeńskich kłótni czy pokus, można wybrać sposób, jak sobie z nimi poradzimy. A wspólna walka przeciwko czemuś, co zagraża małżeństwu, choć niełatwa, wydaje się być najlepszym sposobem na przetrwanie.

 

Na zakończenie notki „Niania-gate 2.0” Amurri Martino pisze, jak historia przebiegłej niani wpłynęła na jej relacje z mężem.O dziwo, to kuriozalne doświadczenie z nianią zbliżyło nas do siebie jeszcze bardziej. Mieliśmy chwile pełne ogromnego napięcia, ale też była to przygoda.

Cóż, które dobre małżeństwo nie jest przygodą?

* imię i nazwisko zmienione dla zachowania anonimowości

Foto: Trinette Reed/Stocksy United

Autor: Jennifer Grant, Aleteia pl

 

Jestem zachwycony pięknem mojej żony.

Na jej ciele czas odcisnął swoje ślady. Mam głęboki szacunek i poważanie do jej zmarszczek, które pojawiły się na jej twarzy, pękających naczynek krwionośnych  na nogach, rozstępach na ciele, ponieważ to w

wszystko pojawiło się w czasie  drogi, którą wspólnie przeszliśmy pokonując trudności, zmagając się z kryzysami, walcząc i ucząc się, padając i podnosząc się, wykuwając w tym wszystkim miłość, która jest nierozerwalną więzią . Figura mojej żony jest daleka od wykreowanych dziś norm.

W jej charakterze wciąż znajdują się cechy, które mnie irytują.

Jestem świadomy jej wad.

A jednak jest piękna……. Jest to po prostu najlepsza kobieta dla mnie.

 

… z jakich klocków budować ten dom?

Każdą parę małżeńską cechuje przynależność do trzech rodzin. Należą przede wszystkim do samych siebie. Stanowią typ „nowej rodziny”, którą razem zakładają. Jednocześnie należą do „jego” rodziny i do „jej” rodziny.

 

G. i C. są małżeństwem od dwunastu lat i przez większość tego czasu byli ze sobą szczęśliwi, zwłaszcza w pierwszych latach małżeństwa. Oboje są po trzydziestce i mają dwoje dzieci, w wieku ośmiu i sześciu lat. Ostatnio zaczęli się coraz częściej kłócić i niekiedy oburzać na stosunki, jakie każde z nich utrzymuje z innymi ludźmi. G. pochodzi z bardzo zżytej rodziny z małego miasteczka w zachodniej Minnesocie. Utrzymuje

z krewnymi bliski kontakt. Rodzina C. spotyka się na święta, urodziny i podczas lata w rodzinnym domku letniskowym. C. pracuje wraz ze starszym bratem w małej rodzinnej firmie. Rodzice są właścicielami tego przedsiębiorstwa i niekiedy kontrolują C., zwłaszcza gdy jest w pracy.

Na początku małżeństwa G. i C. byli tak zakochani, że niczego tak nie pragnęli, jak spędzać czas ze sobą. Ich małżeństwo było ważniejsze od rodziców, rodzeństwa, przyjaciół i kolegów z pracy. Byli przekonani, że kontakty z innymi są na drugim miejscu, pierwszeń

stwo przyznawali swojemu związkowi. Wracali z pracy do domu, oczekując niecierpliwie wieści, jak minął im dzień. Natomiast święta i wakacje były zawsze pełne stresu. Czerpali wiele przyjemności z przebywania ze sobą i z przyjaciółmi, lecz obydwie rodziny chciały gościć ich na święta, obie rodziny posiadały domki letniskowe, gdzie dorosłe dzieci mogły przyjeżdżać. Mimo że G. i C. kochali swoich rodziców i rodzeństwo, presja i naciski ze strony obydwu rodzin zaczynały ich drażnić.

W pierwszych latach małżeństwa G. i C. odwiedzali regularnie domy swoich rodzin dwa lub trzy razy w ciągu lata, jednak pewne weekendy spędzali z przyjaciółmi. Po urodzeniu pierwszego dziecka G. zaczęła pracować na pół etatu. Gdy pojawiło się drugie dziecko, przestała w ogóle chodzić do pracy. C. natomiast wydłużył godziny pracy, by utrzymać dotychczasowy poziom dochodów. Wskutek dłuższej pracy

C. i narastających potrzeb dzieci mieli dla siebie coraz mniej czasu. Utraciwszy kontakt z koleżankami z pracy, G. zaczynała nawiązywać ponownie bliższe stosunki ze swymi rodzicami i rodzeństwem.

Ponieważ jej siostra także miała małe dziecko i mieszkała w Minneapolis, rozmawiały przez telefon i spotykały się ze sobą dwa lub trzy razy w tygodniu. Czasami ich matka przyjeżdżała do miasta i spędzała czas z córkami i wnuczętami. C. zaczął spędzać coraz więcej czasu ze swym starszym bratem i ojcem. Wychodzili po pracy na drinka, na jesień urządzali polowania, a wiosną i latem łowili ryby. C. spodobały się t

eż bardziej weekendy w domku swoich rodziców. Gdy odwiedzał z G. jej rodzinę, poświęcała czas siostrze i matce, a on nudził się. G. chciała natomiast jeździć na weekendy do domku swoich rodziców, a nie do teściów. Zauważyła,

że gdy udają się z C. w odwiedziny do jego rodziny, on odchodzi na bok z ojcem i bratem. Ona także nie bawiła się już tak dobrze jak niegdyś.

Prawie niezauważalnie G. i C. przestali stawiać swój związek na pierwszym miejscu. Inne kontakty wypełniły czas i przestrzeń, jaki potrzebowali dla siebie. Gdy rozmawialiśmy o tym, co zaszło, zdali sobie sprawę, że muszą ponownie znaleźć skuteczne sposoby na wzmocnienie więzi przyjacielskiej. Mieli nadzieję, że to zmniejszy ich wzajemną niechęć do swoich krewnych. Bardzo wyraźnie zobaczyli, że muszą postawić swój związek na pierwszym miejscu. By ocalić swoje małżeństwo, musieli

dać mu pierwszeństwo przed rodzicami, przyjaciółmi i znajomymi z pracy.

Biblijny fragment o małżeństwie – „opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną” – wskazuje na lojalność względem małżonka, który musi mieć priorytet nawet przed sprawami rodziny, z której się pochodzi.

Dajcie zatem waszemu małżeństwu priorytet

  • Zrób remanent wszystkich szpargałów swego życia. Szpargałami mogą być liczne gadżety, za dużo zajęć, za dużo trosk, zbyt dużo obowiązków, zbyt dużo ludzi. Zapisz przynajmniej kilka z tych szpargałów, których chciałbyś się pozbyć, gdyż mają tendencję odciąga

    nia cię od twych powinności względem partnera. Postaraj się wykonywać to ćwiczenie co sześć miesięcy. Zwróć uwagę, czy usuniętej rzeczy nie zastępujesz nową.

  • Sporządź listę ważnych związków z ludźmi (z dziećmi, rodzicami, dobrymi przyjaciółmi, wspólnikami w pracy, itd.) W skali od 1 do 10 (1 = małe zobowiązania

    i lojalność; 10 = wiele zobowiązań i lojalności) zaznacz numer przy imieniu każdego człowieka. Zwróć uwagę na najwyższe wyniki i zobacz, czy te związki nie zagrażają czasem priorytetowi twego małżeństwa. Pokaż tę listę współmałżonkowi i porównaj ją z jego listą.

  • Spójrz na swe małżeństwo i przemyśl pewne sytuacje, kiedy lojalność względem innego związku przedkładałeś nad swoje małżeństwo. Co się stało? Jak wpłynęło to na twój stosunek do współmałżonka? Jak wpłynęło to na niego samego?

  • Wykonaj poprzednie ćwiczenie z perspektywy współmałżonka: Zastanów się nad sytuacjami, gdy podejrzewałeś swego partnera, że przedkłada lojalność wzgl

    ędem innego związku nad wasze małżeństwo. Jak wpłynęło to na jego stosunek do ciebie? Jak wpłynęło to na ciebie?

  • Jako wyraz dania waszemu związkowi najwyższego priorytetu zaplanuj jakieś ważne wydarzenie i przeżyjcie je razem, na przykład: wyjazd, wspólny urlop, remont mieszkania, zasadzenie drzewa.

Niektórzy ludzie są zmęczeni małżeństwem, ale człowiek nigdy nie znudzi się towarzyszem, który patrzy na świat przez te same, choć jednakowo śmieszne i zniekształcające okulary.
Frank Case

Więcej w książce: Gdy w małżeństwie nie jest łatwo – Lenny Law, Maureen Rogers Law / (fot. shutterstock.com)

Wreszcie wybaczyłam mężowi. Nie mogłam zrobić nic lepszego. Dla siebie — świadectwo

Chroniąc się przed zranieniem, budowałam mur wokół serca. Sama nie pozwalałam sobie na uzdrowienie.

Słowo „wybaczam ci” było jak haust świeżego powietrza.

Nie mogłam przestać płakać, gdy odtwarzałam w głowie bez końca wieczorne wydarzenia. Czułam się jak po zderzeniu z pociągiem towarowym. Mój mąż powiedział mi wszystko ze szczegółami, przeprosił za to, co zrobił i poprosił o przebaczenie. A ja nie mogłam mu wybaczyć. Nikt przy zdrowych zmysłach nie oczekiwałby ode mnie wybaczenia tego, co mi zrobił – myślałam. Nikt.

 

Złość i rozgoryczenie

Czas mijał. Skupiłam się na codziennych obowiązkach, opiece nad dziećmi, płaceniu rachunków… Mój mąż i ja coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie. Mimo że przepraszał za to, jak bardzo mnie zranił, ja dalej obwiniałam go za wiele innych spraw. Uzasadniałam to uczuciem złości, żalu i rozgoryczenia.

W tamtym czasie nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale chroniąc siebie przed zranieniem, budowałam w sobie więzienną twierdzę. Nie umiałam przebaczyć.

Pułapka bólu i cierpienia

Pewnego poranka, kiedy szykowałam się do pracy, zerknęłam w lustro. To, co zobaczyłam, jednocześnie wytrąciło mnie z równowagi i zaalarmowało. Wpatrując się w swoje odbicie, zobaczyłam rozgoryczoną, zmizerniałą kobietę, której twarz z trudem rozpoznałam.

Światło w moich oczach wyblakło, skóra była poszarzała i blada. Zamiast zmarszczek od śmiechu miałam głębokie bruzdy od płaczu. Nie podobało mi się to, co zobaczyłam, a jeszcze bardziej to, jak się czułam – znużona, nędzna, samotna.

W tym krótkim momencie w końcu zdałam sobie sprawę, że mur, który zbudowałam wokół swojego serca, nie pozwala na doświadczenie głębokiego uzdrowienia i miłości, których tak desperacko potrzebowałam. Nie mogłam iść naprzód. Czułam się, jakbym była w pułapce niekończącego się koszmaru bólu i cierpienia. Nadszedł czas, by to zmienić. Ale jak?

Przebaczenie to długi proces

Po wielu rozmowach, kłótniach i wylanych łzach, zdecydowaliśmy się z mężem poprosić o pomoc specjalistę. Dzięki temu w sposób dojrzały i pełny zaczęłam rozumieć czym jest (i czym nie jest) przebaczenie.

Przede wszystkim przebaczenie nie było jednorazowym wydarzeniem. To nie tak, że powiedziałabym mojemu mężowi, że mu wybaczyłam i – puf! – całe zranienie i zniszczenie w naszym związku magicznie by zniknęło.

Wręcz przeciwnie, jest to długotrwały proces. Jego pierwszym etapem było rozpoznanie, że zostałam zraniona. To stosunkowo łatwe – byłam przecież zraniona bardzo głęboko. Ale co dalej?

Przebaczenie mojemu mężowi nie oznaczało, że zaakceptowałam to, co zrobił. Nie znaczyło też, że stałam się dla niego popychadłem. Przebaczenie było podarunkiem, który zdecydowałam się ofiarować samej sobie.

Przebaczenie daje wolność

Nigdy nie zapomnę momentu, w którym zdecydowałam się przyjąć przeprosiny męża. Z pewnością była to niełatwa decyzja, a także intencjonalny akt mojej upartej dobrej woli. Nie doświadczyłam przy tym ciepłego uczucia szczęścia rozchodzącego się po żyłach. Ale potem poczułam, jakby ktoś otworzył okno i wpuścił trochę świeżego powietrza do mojego życia. Po wielu miesiącach stłoczenia w samotności i ciemnej więziennej celi poczułam w końcu, że mogę na nowo żyć, ruszać się i oddychać. Wybierając przebaczenie, wybrałam bycie uzdrowioną i wyzwoloną z łańcuchów, które trzymały mnie w niewoli.

Zawsze zachodziłam w głowę nad biblijnym fragmentem, w którym Jezus zapytany: „Ile razy mamy przebaczać, Panie? Siedem razy?”, odpowiada: „Nie siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem”. Jednak kiedy zdecydowałam się przebaczyć mężowi, w końcu zrozumiałam te słowa.

 

 

 

W małżeństwie, bardziej niż w innych relacjach, których doświadczyłam, zdarzają się nieustannie okazje do przyjmowania i udzielania przebaczenia. Pamięć o tym, co zrobił mój mąż, czasem daje o sobie znać i wywołuje fale smutku, które znów zalewają we mnie poczucie pokoju. W takich momentach mam wybór: mogę znów zamknąć się w więzieniu, w którym tak długo byłam zniewolona, albo pozbyć się żalu, smutku i gniewu. I nabrać świeżego powietrza, które poczułam, gdy pierwszy raz powiedziałam „wybaczam ci”. Więc znowu, niezależnie od moich odczuć, wybieram przebaczenie i wolność. Siedemdziesiąt siedem razy. Znalazłam klucz.

Heather Anderson Renshaw | Lip 27, 2017